Przemysł to nieprzyjazne środowisko dla eleganckich ubrań. Poza wszechobecnym brudem i kurzem pozostaje jeszcze kwestia BHP, czyli wymóg stosowania odpowiedniej odzieży ochronnej. O ile produkcja samochodów należy do tych czystszych gałęzi produkcji, to w dalszym ciągu nie brakuje zagrożeń w postaci ostrych krawędzi paneli karoserii, drażniących substancji chemicznych czy też wózków widłowych dostarczających części. Z tych względów do pracy nie noszę garnituru, ale mimo to staram się wyglądać schludnie i zachować swój styl w obliczu restrykcyjnych norm i przepisów.
Niedawno otrzymałem mój przydział ubrania służbowego, w skład którego wchodzi kurtka, para spodni i pięć koszul z imieniem i nazwiskiem (nie zamawiałem butów, bo te, które mam są jeszcze dobre, a rozchodzenie nowych to koszmar).
Zacznę może od koszuli, bo to w zasadzie jedyny element zestawu, który zamierzam nosić regularnie. Całkiem zgrabny kołnierzyk button down, skład 85% bawełna + 15% poliester – mam wiele lepszych, bardziej dopasowanych koszul, ale czasem, aby zrozumieć i rozwiązać jakiś problem techniczny, trzeba zejść na halę produkcyjną i obejrzeć wszystko z bliska. W takich sytuacjach moje ubranie jest narażone na rozdarcia i zabrudzenia spoiwami przemysłowymi, które zostawiają nieusuwalne plamy.
Spodni z przydziału właściwe nie noszę – za cenę robocizny polegającej na zwężeniu i skróceniu nogawek wolałem kupić chinosy w Tesco – udało się nawet dobrać ”land-roverowy” kolor.
Od niedawna podstawowym narzędziem mojej pracy jest laptop. Ponieważ przemieszczam się pomiędzy rożnymi placówkami w obrębie West Midlands, muszę go mieć zawsze ze sobą – tu z pomocą przychodzi skórzana teczka. Mieści się w niej tylko komputer, dlatego w niedalekiej przyszłości będę musiał pomyśleć nad innym rozwiązaniem, bo lubię zabierać do pracy termos z herbatą.
Nie spodziewałem się, że buty, które kupiłem z myślą o sezonie letnim staną się moim obuwiem codziennym – ilekroć spodziewam się wizyty na wspomnianej hali fabrycznej, ubieram loafersy – szybko mogę je przebrać na buty z metalowym noskiem, które zawsze mam w samochodzie.
Czas to pieniądz, szczególnie w przemyśle. Aktualną godzinę pokazuje mi skatowany Timex Expedition.
Na koniec podsumowanie, czyli nakrycie głowy. Moimi „roboczymi” kapeluszami są Stetsony Temple – brązowy na zmianę z szarym. Ten fason sprawił, że zacząłem preferować szersze ronda – doskonale sprawdzają się przy kapryśnej angielskiej pogodzie. Ponadto ostatni sezon letni uzmysłowił mi, dlaczego część mężczyzn (przeważnie z klasy robotniczej) nosiła kapelusze filcowe przez cały rok, nawet w okresie prosperity – kiedy wychodzisz z domu o 6:00 rano, a na dworze jest zaledwie 17 stopni, do tego nie ma słońca, jakoś ciężko sięgnąć po panamę czy kanotiera.
fot. FASHION ART MEDIA