Dwa lata temu pisałem o zaletach klasycznej kompozycji płaszcz + kapelusz w roli okrycia wierzchniego uzupełniającego garnitur. Tym razem postanowiłem pójść o krok dalej – to połączenie doskonale sprawdza się także z zestawami smart-casual. Kapelusze są wprawdzie postrzegane jako bardziej formalne od czapek i kaszkietów, ale bardzo dużo zależy od formy i kolorystyki – fasony jak fedora czy trilby w naturalnych barwach, jak brązy czy zielenie, mogą z powodzeniem zastąpić wełniane czapki i tweedowe oprychówki, nie ujmując stylizacji sportowego charakteru.
To również drugie podejście do płaszcza sukiennego MON. Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą, że lubuję się w autentycznych wojskowych okryciach. Po kurtce M65 i bosmance przyszedł czas na oficerski płaszcz wojsk lądowych. Niestety pierwszy egzemplarz, który zakupiłem, okazał się zbyt obszerny – nie przewidziałem, że za pazuchą musi się przecież zmieścić mundur i cały rynsztunek. Po dyskusji na blogu Szymona Jeziorki postanowiłem kupić następny, w mniejszym rozmiarze – zdecydowana oszczędność czasu i pieniędzy. Wykończenie podszewki pozostawia wiele do życzenia, ale przy cenie rzędu 150 zł naprawdę nie ma na co narzekać. Zdaje się też, że zupełnie przypadkowo wbiłem się w najnowszy trend – ulstery w militarnej kolorystyce to hit tego sezonu.
Po raz drugi podszedłem też do rozmiarówki Stetsona – kapelusz, który zamówiłem w ubiegłym roku, ku mojemu zaskoczeniu okazał się zbyt duży. Przed Sylwestrem trafiłem na promocyjną ofertę modelu Temple w kolorze tytoniu i zaryzykowałem. Opłaciło się – Stetson leży jak ulał, a do tego zachwyca jakością i wykończeniem. Zaraz po zakupie zdziwiła mnie sztywność filcu, ale po kilku rzęsistych deszczach kapelusz złagodniał. Ciekawą cechą tego fasonu jest niejednostajna szerokość ronda – 6 cm po bokach i 6.7 cm z przodu i z tyłu. Dzięki temu kapelusz wygląda proporcjonalnie en face, a jednocześnie dobrze chroni twarz przed wiatrem, deszczem i śniegiem.
Całość uzupełniają irchowe rękawiczki, do zakupu których zainspirował mnie Jan Adamski.
Po ponad dwóch latach blogowania moja miłość do kapeluszy nie słabnie, a wręcz nasila się. Zgłębiając historię tego rzemiosła, utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma okazji, na którą nie znalazłby się odpowiedni kapelusz :-)
fot. FASHION ART MEDIA