Ilekroć jestem proszony o zdjęcie zegarka, paska do spodni i butów, a potem zmuszony do paradowania w samych skarpetkach przed wykrywaczem metalu, przepełnia mnie nostalgia za dawnymi czasami, kiedy samolot stanowił szczyt techniki i triumf człowieka nad grawitacją.
Choć pionierski lot braci Wright pobudził wyobraźnię konstruktorów i inżynierów na całym świecie, na pierwszy pasażerski samolot trzeba było zaczekać blisko dziesięć lat. Prekursorami w tej materii byli Rosjanie – Ilya Muromets projektu Igora Sikorskiego mieścił na pokładzie salon wyposażony w wiklinowe meble, sypialnię i toaletę. Pomiędzy 21 a 23 czerwca 1914 roku samolot odbył lot demonstracyjny, zabierając szesnastu pasażerów w podróż z Saint Petersburga do Kijowa i z powrotem. Niestety, jak w przypadku wielu przedsięwzięć z tego okresu, ambitne plany pokrzyżował wybuch I wojny światowej.
Doświadczenie zdobyte na frontach Wielkiej Wojny szybko przełożyło się na lotnictwo cywilne. Ocalałe bombowce przerobiono na liniowce pasażerskie, a wraz z postępem technologicznym samoloty stały się większe, szybsze i nabrały opływowych kształtów.
Hughes, aby nie czekać w kolejce na samolot, wykupił większościowy pakiet akcji linii lotniczych TWA i pierwszy dostarczony egzemplarz samolotu zmodyfikował do własnych celów – mocniejsze silniki i większe zbiorniki paliwa miały zagwarantować Hughesowi pobicie jego własnego rekordu w locie dookoła świata, jednak nigdy do tego nie doszło z powodu wybuchu II Wojny Światowej. Gdy rekordowe plany spaliły na panewce, milioner przerobił samolot na luksusową salonkę.
DC-trójek w różnych wersjach wyprodukowano w liczbie ponad 17000 egzemplarzy, z czego blisko kilkadziesiąt lata do dnia dzisiejszego – kanadyjskie Buffalo Airways wciąż oferuje loty pasażerskie prawie 80-letnią Dakotą.
Na okres międzywojenny przypada złota era tzw. latających łodzi. Samoloty zdolne do startu i lądowania na powierzchni wody umożliwiły pierwsze pasażerskie loty transatlantyckie.
Latające łodzie okazały się ”ślepym zaułkiem” – przewaga polegająca na możliwości startu i lądowania z lustra wody straciła na znaczeniu po II wojnie światowej, podczas której powstawało wiele nowych lotnisk i pasów startowych. Ponadto konstrukcje kadłubów latających łodzi musiały uwzględniać nie tylko aerodynamikę lotu, ale i startu oraz lądowania z powierzchni wody, co ograniczało zasięg i maksymalną prędkość – w nowoczesnym lotnictwie nie było miejsca na taki kompromis.
Kolejny globalny konflikt zaowocował pełnym spektrum długodystansowych, dopracowanych maszyn, które zaraz po wojnie weszły do lotnictwa cywilnego.
Choć konstrukcje, jak Lockheed Constellation czy Douglas DC-6 zdominowały lotnictwo cywilne zaraz po wojnie, prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść – w 1949 roku brytyjskie przedsiębiorstwo De Havilland zaprezentowało pierwszy pasażerski odrzutowiec – Comet.
Comet kompletnie zdeklasował konkurencję. Mógł latać wyżej i szybciej niż jakikolwiek samolot rejsowy – na wysokości 12000 metrów omijał złą pogodę, dzięki czemu lot był mniej wyboisty.
Pierwsze miesiące w powietrzu upłynęły na biciu kolejnych rekordów w czasie pokonywania międzynarodowych tras. Niestety pasmo sukcesów przerwała seria katastrof. Długotrwałe dochodzenie wykazało, że przyczyną była wadliwa konstrukcja kabiny pasażerskiej, która nie radziła sobie z naprężeniami spowodowanymi zmianami ciśnienia na rożnych wysokościach lotu.
Choć de Havilland Comet okrył się złą sławą, przetarł szlak dla konkurencji – nastała nowa era.
Ponieważ odrzutowce mogły zabierać więcej pasażerów, jednocześnie spalając mniej paliwa, latanie stało się dostępne dla mniej zamożnych klientów, powoli wypierając tradycyjne środki transportu dalekiego – pociągi i statki pasażerskie.
Lata 60′ to okres bezsprzecznej dominacji lotnictwa nad wszelkimi innymi formami transportu – 11 maja 1967 roku odbył się ostatni rozkładowy lot samolotu napędzanego silnikami tłokowymi w Stanach Zjednoczonych. W ciągu następnych dwóch lat człowiek postawił stopę na Księżycu, a kilka miesięcy później pierwszy samolot pasażerski przekroczył prędkość dźwięku.
Concorde zawdzięcza swoją nazwę współpracy brytyjskich i francuskich inżynierów. Owocem ich wysiłku było urzeczywistnienie idei transportu ponaddźwiękowego. Od tej pory przekraczanie bariery dźwięku, zarezerwowane tylko dla pilotów wojskowych, stało się przywilejem każdego, kto kupił bilet na pokład samolotu.
Concorde pokonywał Atlantyk dwa razy szybciej niż jakikolwiek odrzutowiec pasażerski. Przekraczając pięć stref czasowych z prędkością 2 machów, lądował w Nowym Jorku półtorej godziny wcześniej niż startował z Londynu – British Airways podkreślało to niecodzienne zjawisko w sloganie „Arrive Before You Leave”.
Niesamowite osiągi i niepobite rekordy, świadczące o cudzie technologicznym, nie są jedynym powodem, dla którego Concorde zapisał się złotymi literami w kartach historii – smukła i elegancka sylwetka samolotu stała się ikoną designu XX wieku.
Nowa era transportu skończyła się, zanim się jeszcze zaczęła – wskutek kryzysu naftowego z roku 1973 i dramatycznego wzrostu cen ropy naftowej oraz donośności lotów ponaddźwiękowych, ograniczającej ruch do tras transoceanicznych, prace nad konkurencyjnymi konstrukcjami – Boeing 2707 i Lockheed L-2000 SST zawieszono. 24 października 2003 roku, z powodów ekonomicznych, Concorde został wycofany ze służby. Na mocy tej decyzji, po dwudziestu siedmiu latach pasażerskich lotów ponaddźwiękowych, kula ziemska wróciła do swoich pierwotnych rozmiarów z roku 1976.
Przez ostatnie pięćdziesiąt lat maszyny latające z nowinki technicznej stały się codziennością, a lot samolotem z ekscytującej przygody przekształcił się w nieciekawą konieczność, którą najlepiej przespać. Wraz z magią podróżowania smukłymi statkami powietrznymi zanikł powszechny entuzjazm związany z awiacją – lotniska rozrastają się w takim tempie, że kwestia estetyki terminali stała się sprawą drugorzędną, a uciążliwe kontrole bezpieczeństwa wprowadzone po zamachach z 11 września, nie tylko wydłużyły czas podróży, ale i ujęły całemu procesowi dostojeństwa. Chyba jedyne, co może zmienić ten stan rzeczy, to kolejna rewolucja w lotnictwie, dlatego z niecierpliwością czekam na naddźwiękowy odrzutowiec II generacji, który sprawi, że ludzie znów zaczną patrzeć w niebo z zachwytem i podziwem.
c.d.n.