Ze wszystkich kapeluszy obecnie najbardziej popularne są panamy – dzięki ich cechom praktycznym sięgają po nie nie tylko miłośnicy mody męskiej, ale także przeciętni zjadacze chleba, szukający schronienia przed rażącym słońcem w trakcie urlopu. Jednak dzisiejsza popularność nijak się ma do tej sprzed stu lat, gdy każdy mężczyzna nosił kapelusz. Trudno było oczekiwać, by mały południowo-amerykański kraj zaspokoił popyt całego świata, dlatego szybko wymyślono alternatywy dla ekwadorskiej palmy. Jednym z nich jest Shantung straw – ciasno zwinięte papierowe włókna, imitujące wygląd słomy. Kiedy na początku XX wieku z naturalnych przyczyn zaczęło brakować trawy ekwadorskiej, producenci szukali substytutu. Rozwiązaniem okazało się Washi, co oznacza dosłownie „japoński papier”. W celach marketingowych nazwa Washi została zamieniona na Shantung Panama. Szantungi szybko zyskały popularność ze względu na swoje uderzające podobieństwo do kapeluszy panama, dobre właściwości wytrzymałościowe, niską wagę i atrakcyjną cenę. W Stanach Zjednoczonych do chwili obecnej jest to bardzo popularny surowiec na kapelusze letnie.
Tylko czy dziś, gdy kapelusze panama są powszechnie dostępne na całym świecie, a ekwadorscy producenci z łatwością zaspokajają popyt, szukanie alternatyw jest zasadne? Problem w tym, że wraz z szybkim wzrostem popularności słomkowych nakryć głowy, równie szybko nie powróciło dobre rzemiosło. Jakość kapelusza panama to coś więcej niż ilość splotów na cm². Na trwałość, wygląd oraz komfort użytkowania wpływa także odpowiednie wykończenie słomkowej kapliny, a tego niestety często brakuje, nawet u renomowanych producentów. O ile niezbyt wyrafinowana geometria upięcia widoczna jest na pierwszy rzut oka, w dłuższej perspektywie najważniejsza jest obecność skórzanego potnika.
Dlaczego to takie ważne? Aby odpowiedzieć na to pytanie, najpierw należy zrozumieć, jaka jest funkcja tego elementu. Chodzi nie tylko o komfort użytkowania, ale przede wszystkim o ochronę kapliny przed przedwczesnym zniszczeniem wskutek przepocenia. Na przełomie XIX i XX w. skórzane potniki zaczęto uzbrajać w tzw. taśmy reedingowe, wykonane z ceraty – ta cienka bariera znacząco ograniczyła proces przenikania potu w kaplinę.
Jest to szczególnie istotne w przypadku kapeluszy letnich – przy pierwszym upalnym dniu bawełniany potnik zamienia się w ciepły kompres, a po przesyceniu – pot przesiąka do kapliny, zostawiając plamy. Z czasem w okolicy czoła tworzą się odbarwienia, które może usunąć tylko specjalista (próżno takich szukać w Europie). Dlatego też, jak na ironię, kapelusz z „gorszego” surowca, wykonany zgodnie ze sztuką kapeluszniczą może okazać się trwalszy na dłuższą metę. W tym miejscu chcę zaznaczyć, że nie zachęcam nikogo do kupna szantunga z USA za cenę trzykrotnie wyższą niż panama na rodzimym rynku. Chciałbym raczej przestrzec przed kupnem wysoko gatunkowych kapeluszy z bawełnianymi potnikami od renomowanych producentów z Europy i Ekwadoru – te kapelusze zużyją się szybciej niźli wskazywałby ich szlachetny rodowód i gęsty, elastyczny splot.
W tym sezonie zdecydowałem się na zakup Stetsona Breakers wykonanego z szantuga z upięciem typu Puggaree i oczywiście skórzanym potnikiem. Od siebie dodałem tylko lapel cord na ekstremalnie wietrzną pogodę :-)
Kapelusz – Stetson / Okulary – vintage / Poszetka i Krawat – Poszetka / Marynarka – Charles Tyrwhitt / Koszula – MILER Menswear / Zegarek – Vintage / Spodnie – F&F / Buty – Crownhill
fot. FASHION ART MEDIA