Przez ostatnie trzy lata przeżyłem okres fascynacji praktycznie każdym męskim fasonem kapelusza, by ostatecznie powrócić do stylu, od którego wszystko się zaczęło – fedora. Najbardziej współczesny, najlepiej rozpoznawalny, najbardziej uniwersalny. No właśnie, ta współczesność i uniwersalność trochę nie idą ze sobą w parze, bo przez ostatnie dekady XX wieku powszechnie dostępne kapelusze zostały pozbawione najważniejszego aspektu, który pozwalał na dowolną personalizację.
Praktycznie od momentu skrystalizowania fasonu fedora, kapelusze były dostępne w sprzedaży z tzw. „otwartą koroną” (open crown). Takie nakrycie głowy można było uformować w dowolny kształt, co w połączeniu z mnogością kolorów, różnymi szerokościami rond, upięć i innych detali, pozwalało dobrać kapelusz idealnie pasujący do kształtu twarzy i reszty garderoby.
W latach 60-tych, kiedy kapelusze zaczęły wychodzić z mody, producenci wprowadzili do sprzedaży nakrycia głowy ”ready to wear” – ukształtowane na etapie produkcji. Z biegiem czasu kapelusze fedora uformowane wstępnie stały się standardem. Brak zainteresowania w połączeniu z niewielką ilością specjalistycznych sklepów spowodował, że w drugiej połowie XX wieku fedory z otwartymi koronami prawie całkowicie zniknęły z rynku i dziś stanowią rzadkość – dostępne są w zaledwie kilku sklepach lub na zamówienie bespoke. Tym bardziej jestem zadowolony z mojego ostatniego zakupu – Akubrę Campdraft ze sklepu Everything Australian nabyłem w bardzo korzystnej cenie, a ponieważ Australia jest częścią British Commonwealth, ominęły mnie również opłaty w urzędzie celnym :-)
Campdraft ze swoim wąskim upięciem i lamówkowanym wykończeniem ronda nawiązuje do owianego legendą Stetsona Stratolinera – niezwykle popularnego w latach 40′ i cenionego ze względu na swoją uniwersalność, chociaż moim zdaniem ciężko go zestawić z eleganckimi stylizacjami i bliżej mu do westernowego Open Roada.
Koronę uformowałem na sucho i chyba już tak zostawię – jestem zachwycony organicznym wyglądem i naturalnymi załamaniami krawędzi. To jeden z niewielu masowo produkowanych kapeluszy, który przypomina wyglądem te ze starych fotografii – prawdziwy vintage look!
W tym roku Anglię nawiedziła wyjątkowo ostra zima (jak na tutejsze standardy) – częste mrozy, a nawet obfite opady śniegu! Z racji tego, że mieszkamy teraz na przedmieściach, przeważnie przemieszczam się samochodem i z czasem zauważyłem, że prowadzenie auta, a także wsiadanie i wysiadanie w płaszczu jest bardzo niewygodne. Ponieważ w Wielkiej Brytanii panuje swego rodzaju kult Bitwy o Anglię, Spitfire’ów, bardzo szybko znalazłem alternatywę dla mojego wełnianego ulstera, w równie militarnym klimacie. Kożuch inspirowany pilotką RAF-u od zawsze znajdował się na mojej liście i doskonale sprawdził się w tegorocznym sezonie zimowym.
Ten zestaw ostatnio należy do moich ulubionych, głównie ze względu na wygodę – nie krępuje ruchów, kożuch bardzo szybko się zakłada i zdejmuje – to bardzo ważne przy opiece nad małym dzieckiem ;-) Zdaję sobie sprawę, że dla wielu moich czytelników nakrycie głowy, które odsłania uszy jest niedopuszczalne przy ujemnych temperaturach, ale przez wiele lat przyzwyczaiłem się do noszenia kapeluszy na mrozie i właściwie nigdy nie miałem przesadnie wrażliwych uszu. Za to nie jestem w stanie wytrzymać bez rękawic.
Timex Weekender to kolejny zegarek tej marki w mojej kolekcji. Ponownie zwyciężyła wygoda – brak potrzeby nakręcania oraz podświetlany cyferblat Indiglo są bardzo praktyczne w zimowym okresie, gdy przez większość dnia jest ciemno.
Trzewiki Caterpillara, które kupiłem w ubiegłym roku okazały się nieocenione, kiedy Anglię sparaliżował śnieg.
fot. FASHION ART MEDIA